poniedziałek, 25 listopada 2019

Z okazji Dnia Ratownictwa Medycznego

 Właśnie natknąłem się na cudny artykuł na jednym z portali, gdzie napisano co trzeba spełnić, żeby móc zasiąść w karocy i przecisnąć się na bombach po mieście. 
Autor porusza tak oczywiste tematy jak: wykształcenie, predyspozycje fizyczne, intelektualne, prawne i takie tam. To wszystko jest bardzo ważne, ale w ogóle nie oddaje sedna tego zawodu. Dlatego uzupełniłem... 
Jeśli jesteś w wieku, kiedy wybierasz zawód i swoją przyszłość chciałbyś związać z ratownictwem medycznym w polskiej służbie zdrowia, to prawdopodobnie jest to wynikiem głębokiej traumy z dzieciństwa , jakiegoś molestowania, czy też ubytków w psychice na wskutek zbyt długiego oglądania serialu "Na sygnale". 
Niemniej jednak wyrosłeś na dwudziestoletniego,  dorosłego człowieka, który zamarzył sobie wkładać innym ludziom rurki do tchawicy. Z półki w twoim pokoju zniknęły już wszystkie ambulansowe resoraki. Według znajomych posiadasz wszelkie kwalifikacje. Uchodzisz wręcz  za specjalistę, bo znasz na pamięć wszystkie serie "Chirurgów" i „Dr. House’a”, Wszelkie schorzenia Twojej babci nazywasz "przypadkami", a na wystąpienia strażaków w telewizji reagujesz agresją. 
Niestety muszę Cię rozczarować - to nie wszystko. Zapamiętaj , że stając się oględnie mówiąc Super Hero Life Support Ratownikiem Medycznym, zarazem zostajesz również  w oczach swojej mamy  Jezusem Chrystusem, w oczach bliższej lub dalszej rodziny omnibusem wszechwiedzy medycznej i szamanem w jednym, w oczach Ministra Zdrowia jakimś roszczeniowym bydłem, w oczach prokuratorów smakowitym kąskiem, a w oczach większości społeczeństwa darmowym taksówkarzem, lub pomysłem na skrócenie sobie kolejki do specjalisty
 Aby tego dokonać. Powinieneś wiedzieć, że wszelkie szkoły i dyplomy są ważne, ale o wiele dla Ciebie ważniejsza powinna być sztuka jedzenia jednego posiłku dziennie z fast fooda w okolicy, którego obsługa  niedługo będzie Ci bliższa niż rodzina i za każdym razem kiedy pani spyta "czy frytki do tego?" będziesz odpowiadać „tak, mamo”. Posiłku, który prawdopodobnie spożyjesz zamknięty w ambulansie w towarzystwie niezwykle dziś "wonnego" pana Genka, który trzeci raz w tym tygodniu doznał urazu głowy, po czym postanowił nie wstawać i poddać się fizjologicznemu procesowi oddania naturze, a raczej swoim spodniom swojego moczu i stolca.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś, pożegnaj się również z rodziną i zaprzestań wszelkich kontaktów towarzyskich. Wszelkiej maści ministrowie twierdzą, że w ratownictwie medycznym ludzie zarabiają godnie. Zgadzam się z tym zakładając, że na sen, wszelkie rodzinno-społeczne sprawunki i wszystko co lubisz robić w czasie wolnym przeznaczać będziesz kilka godzin w miesiącu. Kolaga z którym do tej pory wychodziłeś, regularnie na piwo, przestanie utrzymać z Tobą kontakt, bo na spotkanie  będzie musiał czekać dłużej niż jego ojciec na wizytę u kardiologa. Dlatego przygotuj się na, że Twoim głównym rozważaniem egzystencjalnym będzie: skoro ludzie pracują 40 godzin tygodniowo, to co oni robią po wtorku? 
Ta praca niszczy, męczy i frustruje, ale jest też nieobliczalna, odkrywca i fascynująca. Wchodzimy do burdeli, cel zakładów karnych, do gabinetów prezesów, rektorów, gdzie to my przejmujemy stery wypraszając tychże, jeśli sprawa ich nie dotyczy. No i żadna inna nie da Ci tego subtelnego uczucia, kiedy na wskutek Twoich czarów Pani Czesia, która jeszcze przed paroma minutami całkiem swobodnie rozmawiała ze Świętym Piotrem, pytającym o bilet wstępu do bramy za nim, odzyskuje kolory i się "umiarawia". Nigdzie indziej w przeciągu kilku chwil nie będziesz jednocześnie świadkiem śmierci i narodzin. No ogólnie polecam i życzę wszystkiego najlepszego.