wtorek, 3 stycznia 2017

Okiem maratońskiego Świeżaka

No dobra jest poniedziałek, fantastyczna pogoda, w głośnikach leci Łobaszewska ( Łobaszewska rządzi!), więc można maraton opisać. Na początek mały bilans zamknięcia, czyli fakty i mity:
1 Tak, to prawda, paznokcie schodzą! U mnie dwa już się zdeklarowały do opuszczenia moich palców, jeden się zastanawia
2 Tak, Maraton odchudza, ale nie tak bardzo. U mnie zeszło tylko 2 kg i mam na to dowód.( Oczywiście jak się nie żre jak ja, bo pewnie do wieczora waga wróciła do normy)
3 Tak, ludzie śmierdzą! Przy starcie w tym tłumie capi potem bardziej jak na woodstocku pod sceną. Co przeszkadza tak przez pierwszy km, potem peleton sie tak rozciąga, że zapachy się ulatniają.Po 15 km śmierdzisz samemu, a po 25km nie czujesz już nic...
4 Rozgrzewka jest przereklamowana, tak samo jak plany treningowe, buty, i cała reszta, oprócz tych żeli odżywczych, gęstych i słodkich że masz ochotę wyrzygać, ale jak już sie połknie to nie powiem pomagają.
5 Organizacyjnie zajebioza! Tyle że to mój pierwszy i raczej jedyny maraton, więc porównania nie mam, ale za sam fakt, że jako mieszkaniec Dębna miałem start( a co za tym idzie pakiet startowy, regeneracyjny i posiłki) za darmochę wielki szacun!
I tyle kwestii wstępu.
 Jako człowiek wyzuty z marzeń i ambicji, do startu w maratonie też nie podchodziłem z nie wiadomo jaką spiną i głównie z racji czystej Polskiej, naszej cebulowej zawiści. Kolega bowiem sie zapisał, zaczął mnie namawiać i pojawiła się myśl " No kurde, on przebiegnie , a ja będę stał na mecie jak ta pipa?" Po moim trupie! ( Tak Radosław o Ciebie chodzi). 42km, to nie znowu tak daleko, to jak stąd do Gorzowa, prawie jak stad do marzeń, a to jest taka odległość, którą przeciętny Polski kibic rzuca toporkiem na hasło "arabski imigrant", czyli damy radę. Celów co do czasu też nie miałem, chciałem przebiec(co samo w sobie jest dużym sukcesem) i miarę możliwości nie robić przystanków zbytnich, wiec jakby wyszło poniżej 5h byłoby git. Wyszło trochę poniżej 4h i do teraz się zastanawiam no co zrobiłem nie tak?
A sam bieg to najlepiej opisać muzyką
1km " Eye of the tiger"
5km " Pokaż na co Cię stać..."
10km " ...Ale nie jeden raz"

15km Lech Janerka "Radę damy radę, radę dam"
21km Coma "na pół"
25km Coma " Od zachodu biegną chmury pełne złej nowiny..."
30km Coma "Jeszcze nigdy tak odległy nie był dla mnie Bóg
Jeszcze nigdy tak ogromnie nie zabrakło sił.."
35km " A kto wie, czy za rogiem nie czyha anioł z Bogiem?"
38km Maleo RR " zabierz mnie!!!"
40km " Anielski orszak"
42 meta! " Knock, knock, knockin' on heaven's door..."
po mecie " U drzwi twoich stoję Panie!"
Na koniec mit. Po mecie nie osiągasz wcale stanów wyższej świadomości, myślami nie zbiżasz sie do istoty absolutu, ani nie specjalnie popadasz w stan wjawyższej euforii. raczej próbujesz rozważyć podstawowy dylemat egzystencjalny pt. "Jak wejść do toi toia?" ( i wcale nie chodzi tu o to że zajęty)
Ps. Biegam już jakiś czas i jedno jest pewne! Kobitki 10km 3razy na tydzień + 1 raz 15 zrobi Wam na figurę, wagę, i samopoczucie lepiej niż cały stos książek Chodakowskiej ;) Amen

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz